Ja niestety nie jestem bierzmowany, a do kościoła nie chodzę, chyba, że musiałem iśc w szkole. To nie czyni mnie hipokrytą. Sam fakt uczęszczania w danym obrządku nie czyni Cię od razu katolikiem (czyt. hipokrytą). Bo można sobie iść, aby komuś było przyjemnie (np. babci, albo w tym przypadku dziewczynie) ale zupełnie mieć odmienne zdanie od tego co się dzieje, nie przyjmować wszystkich idiotyzmów z pisma świętego, a tym bardziej z katechizmu kościelnego. I to nie czyni go hipokrytą, bo równie dobrze, może być "poszukiwaczem". Hipokrytą byłaby osoba, która wszędzie mówi, że nie wierzy w Boga (katolickeigo, jak sam dopuszczam istneinie jakiegoś "bytu" co to wszystko "zrobiło" ale ma teraz wyje**ne, równie dobrze tym czymś, może być materia), gada jaki to kościół katolicki jest zły, a tak naprawdę w niedziele i świeta idzie truchcikiem z innymi parafianami do kościoła w wypastowanych butach ecco i daje księdzu na tacę by sobie dach wyremontował. Wzięcie ślubu do NICZEGO Cię nie zmusza, a fakt, że trzeba wychować dzieci w duchu katolicyzmu - a niby przed kim to przysięgasz? Przed tym, w kogo się nie wierzy (czyt. w taką postać Boga jaka jest opisana w pismie świętym). Ślub agnostyka/ateisty (chociaż bawią mnie też teksty katolików, że ateista jest wierzący, bo w nic nie wierzy, i wierzy, ze Boga nie ma, trochę jest zabawne) można porównać do zabawy w sklep przez małe dzieci.
Tak czy siak - jak mi dziewczyna stawi warunek - ślub kościelny musi być - nie widzę problemu - chce, upiera się, to niech sobie ma, nic na mnei to nie narzuca, a ja po ślubie będę miał już spokój, nie zmieni to faktu, że się jest niewierzącym.