Jak słyszę, że studenci - zdolni i młodzi - zarabiają 1000zł, to mi się nóż w kieszeni otwiera. I nie chodzi o system, który do tego doprowadził, ale o nieudolność tych ludzi. Pod warunkiem, że narzekają! Jeżeli nie, to szacunek dla nich, widać ich praca jest w pewnym sensie misją (np. sprzątanie ulic, żeby inni obywatele mieszkali w czystym mieście), albo niskie zarobki rekompensuje "nicnierobienie" (praca biurowa, podczas której 50% czasu pochłania siedzenie na naszejklasie/gg). Gdy jednak ktoś narzeka, to znaczy, że praca jest ciężka, wymaga dużego wkładu pracy albo owy pracownik jest obwiesiem, który chciałby leżeć do góry brzuchem i trzepać na tym dużą kasę. Niestety nie zawsze da się pracować w ulubionym zawodzie za dużą kasę - trzeba wybrać priorytet. Dla wielu pewnie sprzątanie piwnic i strychów, wynoszenie z nich zdechłych szczurów i śmierdzących szmat, jest niegodne, zbyt brudne, ale okazuje się, że taka praca może owocować zyskiem rzędu 400zł dziennie. I to wcale nie jest robota trudna, należy jedynie umieć się za nią rozglądać i nie bać się podnieść zdechłej żaby z podłogi. To przykład, akurat pewnie niezbyt przyjemny (drastyczny), ale jeden z wielu, jak można zarabiać duże pieniądze. Miałem przyjemność (nieprzyjemność?) kilka dni pomagać znajomemu i muszę przyznać, że jest to praca "interesująca", ale smród nieziemski - do szybkiego dorobienia się idealna, póki jest się młodym i silnym. Zresztą co ja będę gadał: każdy orze jak może.