Wiesz jaka jest różnica? Jeszcze w wakacje było mnie stać na bardzo dużo, a teraz za te same pieniądze mogę kupić znacznie mniej. W czyim interesie jest więc usztywnienie kursu dzisiaj, kiedy wszystko jest relatywnie drogie? Dla zwykłych ludzi byłoby to cholernie niekorzystne.
W interesie ludzi, dla których lepiej, żeby nie poznali naprawdę niskiej wartości złotówki...
Zastanawia mnie, jak bardzo wybiórczo podchodzisz do tematu. Do ERM2 nie da się wejść natychmiast, to musi być poprzedzone stosownymi negocjacjami. I dla rynku informacja o tym, byłaby jednym z ważniejszych komunikatów mogących zwiększyć wartość złotówki. Stałoby się jasne, że trzeba nas traktować poważnie. Ale nie, tylko każda inna okazja do zwiększenia wartości złotówki ma znaczenie.
A ponieważ ZAWSZE będzie można powiedzieć, że albo lepiej poczekać na to aż lepiej się rozwiniemy, że nasi obywatele na tym stracą, bo przecież kurs mógłby być lepszy i ich pieniądze byłyby warte więcej, to najlepiej NIGDY będzie do euro nie wchodzić. Tylko nie my mamy na tym korzystać, inni mogą.
No ale dla ciebie bycie doktorem habilitowanym nauk politycznych i pracownikiem Polskiej Akademii Nauk to i tak za słaba rekomendacja, bo to przecież prezydencki doradca...
Sam siebie posłuchaj. Doktor nauk politycznych - gdzie masz tutaj jakiś związek z gospodarką? Taki doradca w kwestiach ekonomicznych jest psu na budę. Glapiński jest może lepszy, ale znowu wszystko rozbija się o osobowość Kaczyńskich - oni nie mają w zwyczaju słuchać nikogo, kto nie podziela ich opinii. Jak było z listem ministrów spraw zagranicznych?
Rostowski to ten gość, który nie zauważył kryzysu, dopóki ów go w dupę nie kopnął?
Rozumiem, że dla ciebie, na konferencji prasowej powinien powiedzieć: "słuchajcie, mamy wielkie problemy, bezrobocie się potroi, produkcja stanie, ceny pójdą w górę jak diabli. Może wycofajcie pieniądze z banku, mogą być później problemy z ich wypłacaniem". Wtedy byłbyś bardzo zadowolony, wtedy uznałbyś, że podchodzi do sprawy poważnie. To, że skutki kryzysu można by minimalizować konsumpcją wewnętrzną, oczywiście nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia. Jak jest kryzys, to trzeba o tym krzyczeć na każdym kroku. I z sianiem paniki też nie będzie to miało nic wspólnego.
Poza tym może łaskawie wrócisz do tematu o gospodarce i przekonasz mnie i s00s'a do swoich racji, a nie uciekłeś z podkulonym ogonem i rozsiewasz te bzdury po innych tematach?
W zasadzie nie powinienem odpowiadać na chamstwo, ale ten jeden raz zrobię wyjątek.
Pisaliśmy o nieco innych rzeczach, aczkolwiek rzeczy całkowicie prawdziwe - dla każdego z nas.
Uznałem kwestie naszego rynku wewnętrznego za priorytetową, ponieważ dotyczyła artykułów pierwszej potrzeby - czyli żywności.
A pewien zakres usług - czyli opłaty mieszkaniowe, rachunki za telewizje, internet czy telefon nie są uzależnione od kursów walut.
Te sprawy są kluczowe dla obywateli, kupowanie zaś produktów importowanych jest w dużym stopniu opcjonalne, gdyż istnieją polskie odpowiedniki. Wyjątkiem jest elektronika, która zawsze jest droga.
Wasze opinie koncentrujące się na produktach importowanych również są słuszne. Jeśli jednak w danym temacie nie chce się już nic powiedzieć, to warto dać sobie z nim spokój.