Obchody nie są obchodami, a piąta rocznica przystąpienia do UE nie jest ważnym wydarzeniem? Widzę, że na potrzeby własnej racji, jesteś w stanie zrezygnować z elementarnej logiki. Obchodami może być cokolwiek zorganizowane z powodu jakiejkolwiek rocznicy, a rangę wydarzenia obrazuje lista zaproszonych gości. Jednocześnie pięciolecie rozszerzenia Unii Europejskiej nie jest wydarzeniem lokalnym, nie są to również imieniny Donalda, a jest to właśnie wydarzenie państwowe. Tak więc PO ważne, państwowe obchody organizuje lejąc na konstytucję, obyczaje i osoby dla sprawy zasłużone.
Przykładam do tego własną miarę, nie wbitą mi do głowy przez polityków.
Ani mnie, ani nikomu innemu przystąpienie do unii samo z siebie nic nie dało.
Jeśli coś zyskałem w międzyczasie to wyłącznie dlatego, bo sam się wziąłem do roboty. Tak samo jest z każdym gospodarstwem rolnym czy firmą.
Wejście mogło być dla nas okazją dla poprawy swojej sytuacji. Tylko, że sprawienie by obywatelom było lepiej, to nie jest żadne osiągnięcie polityków, tylko ich pieski obowiązek. I za to, że zrobili co do nich należało, nie ma im co dziękować.
Dlatego uważam, że robienie z tego tytułu fety jest grubą przesadą. Politykom na tym zależy, bo dzięki temu mogą się promować w mediach - czy jednak jest gdzieś powiedziane, że należy tańczyć tak jak nam zagrają?
Zwróciła uwagę na problem różnic między prezydentem a rządem i śmiała jedynie zauważyć, że w czasie rządów PiS oba gabinety realizowały ten sam plan.
Co nie było żadnym osiągnięciem, bo wszyscy wiedzieli, że zadaniem prezydenta było dawanie wizerunku decyzjom podejmowanym tak naprawdę przez jego brata. Lechu prezentował całkowitą podległość, co było najbardziej widoczne bodaj w Lizbonie, gdy przywódcy zachodni nie mogąc znieść jego nieprzerwanych konferencji z Jarosławem, sami zaczęli z nim negocjować. Całkowicie pomijając prezydenta...
Jeśli napiszecie sobie konstytucję w myśl której premier prezydent jest podwładnym premiera, tak zapewne będzie to wyglądać. W Polsce prezydent jest najwyższym organem władzy wykonawczej i ma do dyspozycji konkretne instrumenty władzy z których skwapliwie korzysta.
Alternatywna rzeczywistość, rozumiem...
W kwestii polityki zagranicznej prezydent nie ma ŻADNYCH uprawnień. Reprezentuje nasz kraj za granicą - ale nie może podejmować żadnych wiążących decyzji. I albo reprezentuje stanowisko rządu - albo siedzi cicho. To nie jest mój wymysł.
Ale oczywiście fakt, że prezydent miałby robić to co mu Tusk każe jest nie do pomyślenia, prawda? Osoba z rodu Kaczyńskich odpowiada wyłącznie przed Bogiem i Historią...
Z resztą premier też ma uprawnienia.
Tylko, że jak prezydent z nich korzysta i utrudnia prowadzenie polityki zagranicznej, blokując ambasadorów - to temu przyklaskujesz.
Jak premier uważa, że ambasadorem nie powinna być osoba krytykująca organ konstytucyjnie prowadzący politykę zagraniczną - o, to już jest niewybaczalne.
Nie ma jak podwójna molarność.