Prócz wyjazdu za granicę, co pozostaje germaniście? Robota fizyczna. Powinien pracować, ale czy nie może czuć się oszukany przez system? Nie może podnieść głosu, że uczciwie pracował i został wydymany?
Obawiam się, że podobne opinie doskonale opisują oderwanie od rzeczywistości.
Podana przez ciebie sytuacja jest rzeczywiście BARDZO hipotetyczna, bo sytuacja na rynku pracy nie zmienia się z godziny na godzinę, czy z dnia na dzień. Zmienia się dość powoli, ponieważ zdobycie nowych umiejętności przez pracowników wymaga czasu. Technologie - po za tymi stosowanymi w informatyce - potrzebują czasu na wdrożenie i nie pojawiają się nagle. Zwyczajowo przed użyciem nowej technologii korzysta się ze starej, więc pracownicy mogą się dostosować.
To o czym piszesz jest... Nawet nie wiem jak to ująć. Fantastyką? Zajmujesz się tworzeniem scenariuszy do filmów katastroficznych? To taka abstrakcja, a wnioski jakie wyciągasz są tak niedorzeczne, że nie wiem jak to ująć. Więc pozwól, że ci wytłumaczę w jakiej rzeczywistości żyje reszta obywateli. Otóż jeśli jakaś umiejętność jest rzadko spotykana i posiadanie danego języka obcego staje się cechą wyjątkową, to wcale nie będzie to oznaczać, że osoba go posiadająca będzie się musiała rozejrzeć za robotą fizyczną. Oznacza to, że taka osoba będzie mogła wybierać w ofertach pracy jak w ulęgałkach, a pracodawcy będą jej oferować złote góry. Bo albo będzie potrzebna w dyplomacji, albo w finansach, albo w przemyśle. A to trzeba będzie przetłumaczyć jakąś umowę, a to opis techniczny, a to instrukcję obsługi... Pewna fucha na lata.
Przejdźmy teraz do kolejnej sprawy i pewnego abstrakcyjnego jak się zdaje u ciebie hasła. Prawa pracy.
Żaden pracownik nie zostaje zatrudniony na podstawie jakiegoś "systemu" o bliżej nieokreślonych właściwościach. Pracuje na podstawie dwustronnej umowy - między nim i pracodawcą. Jeżeli jest to umowa o pracę na dwa lata - przykładowo, to znaczy, że może być zwolniony, tylko w ściśle określonych sytuacjach, jeśli nie ma powodów do jego zwolnienia to znaczy, że ma przez ten czas pracować na przewidzianym stanowisku. Jeśli firma pada z jakiegoś powodu - mówi się trudno, siła wyższa. Takie rzeczy się zdarzają i oznaczają tyle, że trzeba się rozejrzeć za nową.
Odpowiadając wprost na pytanie. Nie, nie ma powodu czuć się oszukany przez system, bo system ani go nie zatrudnił, ani nie stworzył jego miejsca pracy. Firma mogła mu obiecać funkcjonowanie jego stanowiska, jeśli jednak jest źle zarządzana i musi je zlikwidować - to jest wypadek losowy. Pech, a nie żadne oszustwo. I nie, nie może powiedzieć, że został, jak to ująłeś "wydymany". Bo jeśli pracodawca zapłacił mu za pracę - to nikt go nie wykorzystał.
Czyli co, wg Ciebie państwo/przedsiębiorstwa mogą Cię je*** jak psa, a ty, zgodnie z zasadą przystosowywania się do warunków na rynku, będziesz uległy.
Co prawda uważam się za osobę racjonalnie myślącą i nie wierzącą w teorie spiskowe, ale jak czytam twoje tezy, to tak sobie myślę, że zacznę wierzyć w ufo. Nie wiem, może w Alfie Centauri panują inne porządki i dlatego to co jest u nas wydaje ci się barbarzyńskie?
Rola państwa ogranicza się do stworzenia odpowiedniego ustawodawstwa regulującego dopuszczalne formy stosunków pracy, dbania o sytuację gospodarczą oraz o odpowiednie przepisy decydujące o prowadzeniu działalności gospodarczej. Państwo jako takie nie ma ŻADNEGO wpływu na to jaką zdobędę pracę, na jakim stanowisku, jakie będą jej warunki i ile dostanę za nią pieniędzy. To nie jest jego rola.
Co do wspomnianego przedsiębiorcy, to pracując dla niego, zgadzam się na warunki jakie mi stawia, bądź jakie z nim wynegocjowałem. A podpisując umowę potwierdzam, że mi one odpowiadają. Twierdzenie, że praca jest równoznaczne z je*****... No po prostu ręce opadają.
Skoro mi płacą i nie mam co do wysokości tej płacy wątpliwości, a do samej pracy nie mam zastrzeżeń, to znaczy, że uważam iż jestem traktowany uczciwie. Do firmy która mnie zatrudnia nie mam zastrzeżeń.
A co do uczenia się nowych rzeczy, to dzięki nim mogę liczyć na lepszą wypłatę i będę bardziej atrakcyjny dla nowego pracodawcy, jeśli przyjdzie mi zmieniać pracę. Nikt mi żadnej krzywdy nie wyrządza. Ba, ja czerpie z tego korzyści. Jesteś pierwszą osobą o jakiej wiem, która twierdzi, że zdobywanie umiejętności, dzięki którym zarabia się pieniądze, lub zarabia się ich więcej jest zjawiskiem negatywnym.
Gdzie ja napisałem, że uczciwa praca jest niegodna stoczniowców?
1. Każdy zawód o jakim wspomniano obróciłeś w żart, uznałeś za niedorzeczny, bądź przemilczałeś.
2. Z góry zakładasz, że zdobycie nowych umiejętności jest dla stoczniowców bądź górników niemożliwe do osiągnięcia i bezcelowe.
3. Zdobycie owych umiejętności w zdecydowanej większości przypadków może być warunkiem koniecznym do znalezienia nowej pracy.
4. Powyższe punkty razem oznaczają, że wspomniane osoby mają pracować wyłącznie w swoich branżach i nie będą podejmować prac w innych.
5. Skoro brak pracy nie jest powodem do podjęcia pracy, to znaczy, że się nie chce jej podejmować. A skoro się jej nie chce, to znaczy, że ją uważa za gorszą.
6. Nie zdarza ci się pisać o pracy, tylko o ruchaniu i dymaniu.
I mam zostać kolejnym egoistą, który patrzy wyłącznie na swoje? Nie potrafię, wybacz. Jak mam reagować jak widzę, że ludzie którzy pracują w sektorze publicznym czy też nie mają własnego przedsiębiorstwa, głosują na PO, które uprzywilejowuje raptem 20% społeczeństwa. Potem Krzych imputuje mi jakieś bzdury, że niby chcę wielkich reform i przywilejów dla stoczniowców, a on sam głosuje na partię wspierającą ludzi posiadających pięciokrotność jego pensji. Gdzie tu logika?
Zaczynam wymiękać. Kurczę, to się serio robi fantasty czy inne sf.
Człowieku, skąd się twoim zdaniem biorą miejsca pracy? Rosną na drzewach? Może Bozia nam dała? Albo nie wiem, może same z siebie się pojawiają?
Te 20% obywateli o których tu piszesz sprawia, że cała reszta - pomijając ludzi na państwowych posadach i firmy jednoosobowe - ma pracę. Ma co do garnka włożyć. To dzięki nim firmy mają komu sprzedać swoje produkty i w ogóle produkują, mamy co jeść, w co się ubrać i wyposażyć mieszkania. Są usługi z których możemy korzystać. Tak, nie mam zupełnie nic przeciwko płacom kadry zarządzającej bo wiem, że dzięki nim inni ludzie zarabiają pieniądze. A owe 20% będzie więcej zarabiać wtedy, jeśli firmy którymi kierują, więcej wyprodukują i sprzedadzą. Ale żeby więcej wyprodukować, to będą musieli zatrudnić więcej osób. I tak się to kręci.
Jeśli jesteś przeciwnikiem "ludzi zarabiających 5-krotność" pensji, to znaczy, że jesteś również przeciwnikiem ludzi pracujących w ogóle.
Bo oni wszyscy są ze sobą nierozerwalnie związani.
No i ta anty-związkowa postawa, sugerująca, że za wszelką cenę chce się być samemu, kiedy pracodawca będzie Cię ruchał w zad.
Ujmę to tak. Nie jestem zatwardziałym komunistą , tak czerwonym, że już bardziej się nie da. Pracodawca jest moim partnerem, z którym mogę spokojnie porozmawiać, a nie wrogiem. I jeżeli będzie mi płacił ustalając wysokość wynagrodzenia w przejrzysty sposób i terminowo, a ja będę wykonywał zadania na jakie się zgodziłem, to nie będzie to żadne ruchanie, tylko uczciwa praca.
A będzie, bo kapitalizm to kapitalizm, nic Cię nie chroni jeśli się wypinasz na związek zawodowy.
Wyklęty powstań, ludu ziemi,
Powstańcie, których dręczy głód.
Myśl nowa blaski promiennymi
Dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata,
Przed ciosem niechaj tyran drży!
Ruszymy z posad bryłę świata,
Dziś niczym, jutro wszystkim my!Związek zawodowy nie pomoże w niczym, jeśli pracownicy się nie zorganizują i nie usiądą do rozmów z pracodawcą. I ten się nie zgodzi z ich rządaniami. Do tego banda niezwalnianych nierobów nie jest w ogóle potrzebna.
Ale 10 Twoim rówieśnikom może się nie udać, a pracodawca wyjebie Cię za nic pod banderą restrukturyzacji i cięcia etatów.
To już wyłącznie ich sprawa na jakie warunki się z pracodawcą zgodzą.
A jeśli mnie zwolnią to trzeba się będzie rozejrzeć za inną robotą.
Jasne, żyjemy dalej, ale dlaczego niby mamy sobie odbierać MOŻLIWOŚĆ należenia do związku, azaliż posiadania większej mocy roszczeniowej?
Jeżeli chcesz zarabiać mniej niż mógłbyś, gdyby nie było związku i jeszcze płacić składki, to twoja sprawa. Ja nie zgodziłbym się utrzymywać z własnej kasy bandy nierobów.
Po za tym od firmy nie da się wynegocjować więcej, niż będzie ona w stanie zapłacić. Jeśli się to uda - oznacza to, że popełnia się zbrodnie na pracownikach, ponieważ jest działaniem na szkodę firmy, a takie rzeczy zawsze kończą się redukcją zatrudnienia.
Wciśniesz mi teraz kit o ciężkiej pracy, ale skąd wiesz jak ciężko pracuję/pracowałem/będę pracował czy też jak bardzo do pracy przykładają się związkowcy?
Wystarczy, że wiem iż osoby pełniące ważne funkcje w związkach zawodowych są niezwalnialne, a utrzymanie 60 osobowej bandy w jednej z firm górniczych u nas kosztuje 16 miliionów złotych rocznie. Co oznacza, że każda z tych osób dostaje jakieś dwa tysiące miesięcznie - najprawdopodobniej ponad to co im się należy z bycia gónikami... Związkowcy to grupa uprzywilejowana, a skoro do takiej należą, to znaczy, że inni muszą na nich pracować. A te pieniądze z pewnością możnaby lepiej wydać dla dobra pracowników.
Może przykładamy się do tego co robiimy i nie mamy zamiaru rezygnować, ciężko pracując, bo prezes koncernu X chce sobie kupić nowe pozłacane felgi?
Podstaw pod "prezesa" "przewdoniczącego związku" i powiedz jedną rzecz: czy do takiej sytuacji też miałbyś wrogi stosunek?
PS.
Czekam jeszcze tylko na hasło:
komuno, wróć!Myślę, że jesteś bardzo sfrustrowany
Jeśli zaczniesz pracować na własny rachunek, wtedy będziesz musiał zostać wredną kapitalistyczną świnią. W przeciwnym razie by mieć za co żyć, będziesz musiał być wykorzystywany - nawet jeśli prawo będzie mówić inaczej