Procedury zostały złamane? Nie, więc w czym problem? Żadne przepisy nie zabraniają wspólnej podróży dowódców i nie nakazują informowania samego ministra, a listę pasażerów dostały jednostki podległe MON. Swoją drogą Klich - jeśli okaże się, że samolot rozbił się przez błędy załogi, powinien strzelić sobie w łeb.
Oprócz przepisów istnieje zdrowy rozsądek. Jeżeli widzisz za oknem ołowiane chmury, to możesz, ale nie musisz wziąć parasol. Istnieje duże ryzyko, że będzie padać - ale jak chcesz możesz zmoknąć, twoja wola... Prezydentowi podlega BBN - dlaczego nikt nie dał mu do zrozumienia, czy nie poinformował, że z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa podróż w takim gronie jest ryzykowna? Że lepiej będzie to rozbić na kilka przelotów? Skoro prezydent tak chciał, to tak miało być, koniec dyskusji? Nie w każdej sytuacji opinia prezydenta jest najważniejsza.
Tutaj nie ma tak, że zawaliła jedna strona. Kancelarii prezydenta nie powinno nawet do głowy przyjść wsadzać tyle osób pełniących ważne stanowiska państwowe do jednego samolotu. Jeśli przyszło - to jakaś instancja powinna ich poinformować, że jest to zła decyzja i wymusić jej zmianę.
Chciałbym też zauważyć, że zwalanie całej winy na Klicha - nawet jeśli była to wina załogi, za którą ponosi on odpowiedzialność - jest tylko i wyłącznie szukaniem kozła ofiarnego.
Bo daleko większą odpowiedzialność ponosi prezydent Kaczyński, który dopuścił do tego, że tylu ważnych urzędników znalazło się naraz w samolocie.