Macie chłopaki rację, chciałem tylko napisać, że wkurzanie się, załamywanie rąk i refleksje nic nie dają. Jak człowiek jest stosunkowo młody, nie na swoim, bezdzietny jest lepiej i daje to szersze pole do manewru oraz komfort psychiczny. Mając zobowiązania, nie przyjdziesz przecież do domu, powiesz żonie i dzieciom: nie będzie dzisiaj obiadu, nie będzie świąt i mikołaja (albo najwyżej skarpetki). Zakładam przy tym brak wsparcia rodziny z własnego kręgu. Może dramatyzuję, ale nie można się załamywać i narzekać, tylko działać. Dodatkowe pół etatu, szukanie lepszej pracy, rezygnacja z przyjemności, częstego korzystania z samochodu (jeśli to możliwe), zmiana zawodu, wyjazd za granicę za cenę rozłąki, a jak nie pomoże to bomba na Wiejskiej.
Widać po prostu na przykładzie części użytkowników tego forum, że nie jest tak źle, jak niektórzy to opisują.
wkur**a mnie niemiłosiernie jedynie nepotyzm, bo nie zależy on ode mnie i jestem w tym przypadku bezradny. Urobisz się po łokcie, pokażesz z dobrej strony, masz ambicje – co z tego, skoro lizodupy i członkowie rodzin mają obligatoryjne pierwszeństwo przy umowach, podwyżkach i awansach. Komfort umowy o pracę w zamian za pokątne obgadywanie ludzi na wyższych stołkach, od których zależy nasza zawodowa przyszłość. Własna firma to też ryzyko, co widać po przykładzie np. Tomasza i branży budowlanej, w której sam troszkę się obracam. Tutaj firmy zdychają 3x częściej, niż powstają, a marże są znikome, lub na zasadzie utrzymania się na powierzchni. Trzeba na prawdę dobrze kombinować, wiedzieć gdzie uderzyć i komu "coś obiecać", aby urwać kawałek tortu.