w mojej poprzedniej robocie idealnie zobaczyłem jak się ludzie mogą zmienić. pracowałem w hurtowni elektrotechincznej, typowa praca "po godzinach", a raczej po zajęciach. w momencie gdy mnie przyjęli w oddziale pracowały 3 osoby, dwóch sprzedawców (w tym jeden to kieras) + jeden magazynier. ja byłem na magazynie/a kółkiem. z miesiąca na miesiąc robiliśmy coraz większy obrót. żeby nie przedłużać. po 3 latach, jak się zwalniałem, w oddziale było zatrudnionych 8 osób, magazyn powiększył się niemal dziesięciokrotnie, obrót był kilka razy większy od tego sprzed 3 lat. jedyne co się zmieniło na minus, to właśnie kieras. koleś o rok ode mnie starszy. na początku mega ziomek, na końcu kierownik zorientowany na kabonę. dosłownie na każdej płaszczyźnie przejawiał parcie na zysk, a momentami całkowity brak zrozumienia, choć dalej był ogólnie dobrym szefem. wiem, że przez te 3 lata ziomek się ożenił, wybudował chatę, zrobił sobie dzieciaka, do tego mega wzrosła mu odpowiedzialność w pracy i presja wywierana jego przełożonych. to rozumiem, niemniej odszedłem głównie ze względu na atmosferę w robocie (w zasadzie to całej firmie), bo "nie pamięta wół, jak cielęciem był" samo cisnęło się na usta.
teraz swojego szefa widuję 1-2 razy w roku, nie dłużej niż przez kilka godzin i jest zajebiście. koleś też jest zorientowany na zysk, ale zupełnie w inny sposób. w przeciwieństwie do poprzednie nie wyciska i sztucznie motywuje do dalszej pracy, a zadowala się tym co jest, bo jest dobrze. u poprzedniego szefa dobrze było niewystarczające. możliwe, że jak będzie krucho, to koleś zmieni nastawienia, ale na razie się nie wydaje:)