Trofea za sto pięćdziesiąt przeładowań broni i pięciuset ubitych "Highów" zdobyte niemal równocześnie. Bardzo podobała mi się misja , w której zasiadaliśmy za sterami enzo szkieletu. Sprzęt prowadzi się majestatycznie. Miła odskocznia (zwróćcie uwagę w jaki sposób bohater nim steruje), podobnie jak sterowanie słusznych rozmiarów działem i zestrzeliwanie wroga (jak żywo CoD WaW się przypomina).
Po raz pierwszy też zdarzyło mi się dzisiaj całkowicie odstrzelić głowę przeciwnikowi. Szkoda tylko, iż ciała przeciwników nie są podatne, jak w pamiętnym SoF na obrażenia (lub chociaż w GoW/CoD WaW).
Obecnie podwładni Radecka utrudniają mi zobaczenie napisów końcowych (tak, nie śpieszy się). Właściwie to dobrze, że najcięższy pojedynek wzorem Raczeta i Klanka pozostawiony jest na koniec, szkoda tylko, iż ta trudność wynika niejako z mało przejrzystych zasad. Ostrzeliwuje go z M327 a ten przy eksplozjach znika , przenosząc się w inne miejsce. Dodatkowo jego poddani ostrzeliwują mnie i Rico z niemal każdej możliwej strony. Gdy tylko ich się ubije a Radeck oberwie kilka strzałów w czerep z karabinu snajperskiego (znowu znika , by materializować się w tym samym miejscu - aż miałem nadzieję na bug, jak podczas walki z RAAMem w GoW), kolejna fala i następna (tym razem przyjemniaczki z RPG).... Ogólnie , chyba tak wymagającą końcówkę, jeśli chodzi o gry FPS, prezentował chyba ostatnio Crysis.