Tytuł - Winchester '73
Tytuł polski - Winchester '73
Reżyseria - Anthony Mann
Premiera - 12 lipca 1950
Kraj - Stany Zjednoczone
Ranking - IMDb 7.8, Filmweb 7.9
Gatunek - Western
Długość - 92 minut
Studio - Universal International Pictures
Język - Angielski
Kolor - Czarno-biały
Teraz coś z gatunku nie przez każdego lubianego - western. A szkoda, bo oferuje on dziesiątki wyśmienitych obrazów. Ta niechęć do filmów tego typu ma kilka źródeł - najważniejszym z nich jest częste emitowanie w telewizji westernów cukierkowych. To jest takich, gdzie historia jest banalna do bólu, jest jasny podział na dobrych i złych, a główny bohater walczy, by mieć święty spokój i móc żyć na farmie z kochającą żoną. John Wayne bardzo często grał w takich "przesłodzonych" filmach. Nie mam nic do nich, ale takie truizmy powtarzane w kółko zwyczajnie nudzą i obraz musi być naprawdę zrealizowany z pompą, aby mógł się wyróżnić.
Winchester '73 jest zdecydowanie inny. Jest to już western nowocześniejszy, który nieco odbiega od skostniałego
schematu. Jest w nim wszystko, ale nie sprawia to, że mamy do czynienia z obrazem niespójnym. Reżyser w mistrzowski sposób połączył wątki i dał widzowi film kompletny.
Zaczyna się od turnieju strzeleckiego, w którym główną nagrodą jest limitowana broń - Winchester. Wygrywa go niejaki Lin, ale szybko traci, bo główny konkurent nie mógł się pogodzić z porażką. Bohater rusza z przyjacielem w pościg. Rzezimieszek jednak również szybko "gubi" broń - zdesperowany potrzebując naboi i innej broni musi oddać Winchester handlarzowi. Ten z kolei po nieudanym handlu z Indianami zmuszony jest oddać go wodzowi. Później ten traci go na rzecz... i tak dalej. Brzmi absurdalnie? Może i tak, ale scenariusz nie pozwala widzowi odetchnąć. W tle wątek lekko-miłosny (bez melodramatu) i kolejne jaskrawe postacie, które pojawiają się znikąd, a znikają jeszcze szybciej. Do tego należy dodać, że intryga nieco się zagęszcza i Lin nie ściga złodzieja tylko z powodu broni. Strzelanin jest trochę, również są pościgi, ale jest ich dokładnie tyle, ile być powinno, aby widz się nie znudził. To tło, ale jednocześnie świetnie zrealizowane.
Zdaje mi się, że główną zaletą tego filmu jest właśnie ta dynamiczna zmiana wątków i mnogość bohaterów. Film płynie jak rwąca rzeka, ale w żadnym stopniu widz nie może poczuć się zagubiony. Jak już wspominałem kilka razy - jest niewiarygodnie spójny.
Na oklaski zasługuje James Steward, który wcielił się w Lina. Pozostali aktorzy również spisali się na medal. Zarzut mogę mieć jedynie do nieco chaotycznej i troszkę dziwnej sceny, w której bandziory napadają na bank.
Zastanawiam się ile jest takich rewelacyjnych westernów, o których mało kto w Polsce słyszał. Okazuje się, że Winchester '73 jest prawie nierozpoznawalny, a w mojej opinii to obraz, który każdy zobaczyć powinien. Niezbadane są obszary starych amerykańskich filmów, są ich dziesiątki tysięcy, tysiące jest dobrych, a setki genialnych. O Winchesterze '73 chyba najwięcej powie napis na tytułowej broni:
One in a Thousand
Jeden na tysiąc