Ja wiem, siedziałem już kiedys okrakiem na 7mym piętrze i szczerze mówiąc to pokusa była dość silna. Nie wiem czy jestem "niespełna rozumu", ale myślenie o śmierci zawsze przychodziło mi łatwo. Tu nie chodzi o jaja, bo to naprawdę jest proste. Zresztą jest tak dużo sposobów, żeby zrobić to zupełnie bezboleśnie w ciągu 5 minut, że nie ma się czego "obawiać" w kwestii samego procederu. Obawiać się można o to co się stanie dookoła, tak mi się wydaje.
Mnie osobiście przeraża to, że mógłbym mieć syna, który w w wieku 25 lat jebałby do ryja sam w domu i zadawał sobie tylko jedno pytanie przez 99% czasu: "po co"?
Mogę powiedzieć też z całą pewnością, że rozumiem ludzi, którzy stwierdzają - ch**, koniec. Może ich przesłanki są inne niż kiedy w mojej głowie pojawia się ta sama myśl, ale rozumiem doskonale dlaczego się pojawia. Kiedyś uważałem, że samobójstwo to tchórzostwo, to powiedzenie światu - "jestem za słaby", ale teraz myślę zupełnie odwrotnie. To powiedzenie światu: "pierd** się, ja się w to nie bawię". Pewnie inaczej ludzie patrzyliby na samobójstwo takiej osoby jak ja, która nie ma rodziny, zobowiązań, nie zostawi nikogo z pustym garnkiem, a inaczej na kogoś kto byłby żywicielem rodziny. Inaczej czy nie, jedyne co by mnie czy szablonowego samobójce czekało, to wzmanka w mmkraków jak dobrze pójdzie i to tylko jeśli rozjebałbym się spektakularnie. Łatwiej mają osoby, które coś znaczą, a nie są tylko komórką w czyimś Excelu. Bo taka śmierć to przynajmniej kogoś zmusza do zastanowienia. A moja czy Kowalskiego? Nic. Dzień dobry TVN i tak by leciało, świat kręciłby się dalej, księżyc i słońce świeciłyby tak samo. Trochę jak w jednym kawałku Lewd Acts:
If he jumps off the bridge
The only change it will make
Are the ripples in the water