Baldo: The Guardian Owls - gra której nikt nie zrecenzował, bo nie chce dać się przejść...
Pozycja która przypomina krzyżówkę Zeldy z Ni No Kuni nie dość, że wyskoczyła jak filip z konopii, to po 15 latach produkcji - zawiera glitche blokujące postęp.
Jeśli nie słyszeliście o Baldo: The Guardian Owls, to wcale się nie dziwię, bo ja jeszcze kilka dni temu też nic o tej grze nie wiedziałem. Ba, mało który serwis na świecie w nią zagrał, bo twórcy, mimo, że tworzyli produkcję aż 15 lat, zatrzymali się chyba w pierwszej dekadzie XXI wieku i zapomnieli, gdy nie istniały klucze do cyfrowych sklepów z grami i zapomnieli podesłać ich największym redakcjom do przetestowania.
Nikt nie wiedział więc, czy w Baldo warto zagrać, czy nie - bo co by nie mówić, trailer wypuszczony miesiąc przed premierą wygląda zachęcająco. Gra przypomina stylistycznie bardzo mocno pierwsze Ni No Kuni, czy bajki Studia Ghibli, a pod względem zagadek i questów rozrzuconych po świecie można by też pokusić się o podobieństwa do Zeldy czy Okami - ostatecznie więc rola pierwszych recenzentów spadła na graczy.
Tu niestety zaczynają się schody, bo gra faktycznie wygląda na intrygującą i wciągającą, ale gracze narzekają na nieco powolną rozgrywkę, zwłaszcza jeśli chodzi o walki - postaci animują się ślamazarnie i wszystko oglądamy niemal w slow motion. W dalszej części gry pojawiły się jednak gorsze problemy - najmniejszym z nich jest problem z wyświetlaniem mapy - nasz cel zawsze wyświetlany jest na brzegu radaru, nawet gdy już jesteśmy blisko niego (więc zgadza się tylko kierunek), a w niektórych miejscach przez niewidzialne ściany nie da się przejść do kolejnych lokacji i gracze nie mogą kontynuować zabawy.
Ostatecznie więc wciąż brak odpowiedzi na pytanie, czy w grę warto zagrać. Na metacritic średnia oscyluje wokół 5.5, ale tutaj jak zwykle w przypadku graczy mamy do czynienia z bombardowaniem recenzji i za jednego buga wystawianie oceny 0/10, która moim zdaniem zasługuje jedynie dla gier stworzonych w 15 minut przez amatorów jako pierwszy projekt w życiu, a i to nie zawsze.
Twórcy jednak mimo 15 lat prac i zapewne zmęczenia lub nawet wypalenia nie wypięli się na graczy i zakasali rękawy - wypuszczając odpowiednie patche najpierw na PC, a w tej chwili powinny one być już także dostępne na konsolach, chociaż np. Switch aktualizacji jeszcze nie dostał - zapewne Nintendo przepuszcza go przez swój proces certyfikacji (tylko największe światowe firmy są w stanie wypuścić patcha nagle, bez kontroli). Nie naprawiają one wszystkich bolączek (mapy mają zostać poprawione potem), ale podobno poprawiają wszystkie "niewidzialne ściany" blokujące dalszy progres.
Jest więc szansa, że właśnie teraz w jakimś zakątku świata ktoś dochodzi do końca gry - o ile nie znalazł kolejnych "niewidzialnych ścian", bo na profilu facebookowym gry można znaleźć już grafiki od twórców czego nie należy robić, aby nie zablokować sobie niektórych zagadek - jeśli jednak popełnimy błąd, kolejny patch ma pomóc rozwiązać sytuację i zapobiegać jej w przyszłości. Przypadkiem więc z Baldo: The Guardian Owls wyszła gra epizodyczna...
Warto więc trzymać rękę na pulsie, bowiem za chwilę wszelkie bolączki mogą z gry zniknąć i warto będzie się nią zainteresować - na konsolach kosztuje raptem 104zł (PS4) i 115zł (XOne) co jest niezłą ceną za premierową produkcję. Do tego widziałem już na innych polskich stronach komentarze od osób, które grają w grę - że bawią się świetnie. Wygląda więc, że dla fanów japońskich gier wspomnianych wcześniej w tekście wkrótce pozycja ta może okazać się "must have".
Przeczytaj więcej na podobne tematy:
• Poznaliśmy tytuły, które opuszczą PlayStation Plus w styczniu! Fani Resident Evil muszą się spieszyć - Dziś, 11:31
• Nowy Terminator na horyzoncie? - Dziś, 09:35
• Sony ulepsza PS VR2... ale się tym nie chwali - Wczoraj, 17:20
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: