Fifti mi sie znudzil, ciagle gada o tym swoim gangsterowaniu, albo o tym jaki jest swietny.
Ja rule jest strasznie cukierkowy, niby jest malutki ale widziales jaki z niego schab.
Nowy album NAS'a przesluchalem i jest sredni, strasznie paskudnie cienki jak na moj gust, najbardziej mi sie podoba piosenka Makings of the perfect bitch.
Nowy Luda jest swietny, wogole ten gosciu wie o co chodzi.
Royce Da 59 lirycznie zmiata chyba wszystkich, no ale strasznie old-schoolowy jest.
Chingy nawet daje rade, ale monotematycznosc w tym temacie nie ma sensu, chociaz swietnie sie go slucha.
Jadakiss nagle wpadl mi w uicho i go ciagle slucham.
Fabolous ostro daje rade, kawalek Breath jest swietny.
I w ten o to sposob moim ulubionym kawalkiem w tym miesiacu jest NY, a najlepszym albumem Ludacris: Red Light District.