Widz dostrzega, a i owszem.
Przemiana Vicusa stanowi apogeum empatycznych odczuć widza wobec obcej rasy.
Nie zmienia to faktu, że design nie jest genialny, o co głównie nam chodzi. Ludzkie odczucia są takie, że te stwory są tak głupie i postępują tak nielogicznie, że szkoda w ogóle rozpatrywać je jako tożsame ludzkim odruchom, a sympatia wymuszana jest, gdy widz dostrzega, że są bezbronne i niecnie wykorzystywane przez złych, w głębi bojaźliwych i izolujących odmienność ludzi. Pojawiła się nawet teza, że przybysze to ułomni przedstawiciele swojej rasy, którzy zostali wygnani wielką "śmieciarą" poza obszar swego bytowania. Uchodźcy zamykani w przesiedleńczych obozach, którzy służą za porównanie traktowania kosmitów w tym filmie, to nieco chybiony zabieg. To są przecież przedstawiciele innej, inteligentnej rasy z kompletnie nieznanej planety! Rozpalające wyobraźnię i stanowiące źródło największych obaw i nadziei ludzkości, sprowadzone do zbitych naprędce chatek, pod kontrolą kilku karabinów, handlujące z miejscową ludnością własną bronią, którą tylko oni mogą użyć i rozpizgać w mak połowę ludzkiego gatunku, parzące się z kobietami i patrzące na to wszystko spokojnie przez 20 lat narody świata. "Krewetki" powinny, jeśli nie dyktować warunki, to stanowić stronę, a nie przedmiot całkowicie uległy ludzkim machinacjom.
[...]To nie problem wymyślić hiper fantastycznego stworka napędzanego nierzeczywistą logiką, tylko ile kwasu musieliby dawać ludziom przed seansem żeby ten wywoływał w nich empatie.[...]
Chyba jednak problem. Wiadomo, że jakiś pierwiastek czegoś znanego człowiekowi musi być zachowany, aby widz w jakikolwiek sposób mógł chociaż "komunikować się" z filmem. Podać to w sposób dojrzały i miażdżący przekazem czaszkę to nieliche zadanie.
"Typowy zabieg SF" - i spoko. Nie oznacza to, że nie czekam na coś na prawdę oryginalnego w kinie z tego gatunku, jeśli chodzi o bliskie kontakty 3 stopnia. Taka "Kula" początkowo miała potencjał, bo podeszła do tematu nieco odmiennie. Rozjechało się to na holyłódzkiej papce przeładowanej gwiazdorami. Nie twierdzę, że D9 jest filmem słabym, stanowi świeży powiew dzięki kilku patentom, głównie w formie, nie przekazie, gra na uczuciach, ale rozpływać się nad tym obrazem też nie ma co, chociaż jako kino SF - często spłycane, dostało dobrego reprezentanta.