Gry na next-geny będą kosztować ponad 300zł

Kolejne sklepy internetowe na świecie dodają w swoich ofertach gry na PlayStation 5 i Xbox Series X i praktycznie wszystkie oferty łączy jedno. Ceny gier na next geny są szacowane na 69 - 75 euro. Wydaje się więc, że gry mocno podrożeją, patrząc jednak na zagraniczne sklepy, już dziś ceny znacznie przekraczają standardowe do tej pory 59 euro i jeszcze w końcówce życia PS4 i Xboxa One, można znaleźć prordery w cenach 69 euro. Sprawdzając obecne kursy walut można wręcz powiedzieć, że u nas nad Wisłą jest nieco taniej, bo i tak wysoka już cena 289zł to przecież raptem.. 65 euro. Akurat tak w połowie między cenami z początku i końca generacji.

Mimo więc, że pojawiają się głosy o drożyźnie, patrząc na oficjalne ceny next-genowe gry NBA2K21, tak naprawdę nowa generacja nie wprowadzi nic nowego, bo końcówka tej już nas cichaczem przygotowała na nowe ceny które się nie zmienią. Będą wyższe niż 7 lat temu, ale niemal takie same jak dziś. Oczywiście wciąż mówimy o rekomendowanych cenach.

Patrząc na to, jak zmienił się rynek tworzenia gier - kiedyś w 20-40 osób można było zrobić grę w 6-12 miesięcy, a dziś trzeba 300-500 osób i 3-5 lat, oczywistym jest, że koszt produkcji wzrósł, więc wzrosnąć może cena. Wszystko zależy oczywiście od sprzedaży, której przewidzieć łatwo się nie da (chociaż wiadomo, że duże gry AAA liczą na przynajmniej kilka milionów). Z drugiej strony inflacja, czy dodatkowe opłaty chociażby środowiskowe ponoszone w niektórych branżach tak wywindowały ceny wszystkiego w ostatnich latach, że grom i tak nie oberwało się najgorzej.

Gdyby więc spojrzeć na cenę gier przez inny wyznacznik - stosunku ceny do najniższej i średniej pensji, a więc w bardzo wielkim uproszczeniu naszej siły nabywczej, okaże się, że... gry staniały.
W 2013 roku, po premierze current-genów, ceny gier w naszym kraju wahały się między 259 a 269zł (oczywiście na Allegro jak zwykle były tańsze).

Najniższa krajowa wynosiła wtedy 1600zł, a średnia (w IV kwartale), 3823zł, co oznacza, że za najniższą dało się kupić 6 gier, a za średnią niemal 15. Kolosalna różnica swoją drogą.
Dziś, gdy ta rekomendowana cena gier wzrosła z 259zł do 289zł, mamy z kolei najniższą pensję w okolicach 2600zł, a średnią (I kwartał 2020) aż 5331zł. Można za to kupić odpowiednio 9 gier lub nawet 18 pudełek. Jakby więc nie patrzeć, w obu przypadkach przez te 7 lat i mimo podwyżek, nasze możliwości wzrosły proporcjonalnie o 3 tytuły.
Co więcej, sprawdzając już nowe ceny gier i zakładając najgorszy scenariusz, czyli polską cenę równą 309zł (proporcjonalnie do górnych dziś cen w europie za wersje standardowe gier) i tak za najniższą i średnią krajową kupimy o 2 gry więcej niż 7 lat temu. Patrząc na to, że podrożało wszystko (nawet hot-dogi w IKEA które od czasów Chrobrego były za 1zł kosztują od niedawna drugie tyle) - można śmiało więc stwierdzić, że chociaż oczy widzą większą liczbę nie jest tak źle. Wiadomo, przekroczenie bariery jakiejś dużej liczby - w tym przypadku z 200 na 300 zawsze jest mocno widoczne, ale z drugiej strony - patrząc na możliwości finansowe, nowa cena jest barierą jedynie psychologiczną.
Nie ma więc chyba co przesadnie panikować i się irytować - ale o te 100zł podwyżki do szefa może i tak warto pójść...
Poza tym, zapewne sprzedawcy z innych niż rekomendowane sieci na pewno nadal będą stosowali nieco niższe marże i warto dać im wtedy zarobić - a wtedy zapewne uda nam się nadal kupować gry poniżej magicznej bariery trójki i dwóch zer.