Skull & Bones z premierą dzień przed GoW:Ragnarok

W to, że Skull & Bones w końcu trafi do graczy, praktycznie przestaliśmy już wierzyć - po pierwszych pokazach poinformowano o resecie w pracach nad grą, a przy kolejnych imprezach mówiono jedynie "pracujemy, ale nie jesteśmy gotowi pokazać". Sporo gier po tak długiej ciszy ostatecznie trafia na śmietnik, ale Skull & Bones jednak nie dało sobie zatonąć i wypłynęło na wierzch.

Dostaliśmy więc trailer, gameplay, a nawet datę premiery. Co więcej, poinformowano, że skoro gra wyjdzie tak późno, to trafi tylko na next-geny. Dziwna to trochę decyzja - bowiem patrząc na rozgrywkę ma się wrażenie, że od czasów Assassin's Creed IV grafika się nie zmieniła i tak jak gra miała być spin-offem pirackich przygód z tejże odsłony, tak faktycznie jest nadal żywcem z niej wyciągnięta. Zupełnie jakby skasowaną grę jednak dokończono, a te nowe wersje wyrzucono do śmietnika.

Niestety, kują w oczy średnie animacje (wszystkiego), a już najbardziej bolą wybuchy na statkach - widać, że ogień klatkuje, bo został zrobiony z płaskich grafik 2D które odtwarzane są sekwencyjnie, podobnie jest z wyskakującą wodą. Nie znaczy to jednak, że gameplay nie będzie wciągający - całość przypomina to co znamy już właśnie z AC IV, a i fani Port Royale będą zadowoleni, gdyż poza pływaniem rozwijamy też swoją piracką osadę i oczywiście handlujemy złupionym towarem (o ile po drodze nikt go nam nie odbije).

Ubisoft niestety chybił mocno z datą premiery - raptem dzień później premierę będzie mieć God of War Ragnarok (co ujawniono dzień wcześniej), więc o ile gracze będą zainteresowani tytułem o piratach, posiadacze PS5 kupią go raczej jakiś dłuższy czas po premierze - zwłaszcza, że firma chce go sprzedawać w nowym, wyższym progu cenowym (u nas 339zł). Sporo graczy już komentuje zapowiedź słowami "kupię za miesiąc, jak stanieje o stówkę" - zobaczymy, czy tak będzie, a o ile Francuzi nie przełożą daty premiery, na szerokie wody wypłyniemy 8 listopada na Xbox One i PlayStation 5.