Klawiatura i mysz za 100 zł – sprawdzam, czy to jeszcze ma sens
Rosnące koszty życia, coraz droższy sprzęt, podatek od dopisku "gaming" przy produkcie. Czy mimo tych utrudnień wciąż można kupić rozsądny zestaw peryferiów do 100 złotych?
Wszyscy wiemy, że sprzęty kierowane do graczy mają swoją cenę – jeżeli cokolwiek ma w nazwie „gaming” w dowolnej odmianie, to już możemy liczyć na przynajmniej +10% do ceny urządzenia. Kwoty rzędu 300 złotych i więcej za mysz lub klawiaturę nie robią już na nikim wrażenia, jako że stały się swego rodzaju standardem. Standardem, który cały czas próbuje być przesuwany przez producentów coraz wyżej.
Po zakończeniu pisania recenzji myszki Corsaira , kosztującej wówczas ponad 400 złotych (czyli z kategorii tych droższych), naszła mnie jednak myśl. Czy w obecnych czasach można w ogóle złożyć sensowny zestaw peryferii, bez konieczności sprzedawania nerki na czarnym rynku? Nawet lepiej – czy 100 złotych wystarczy graczom, żeby pozwolić sobie na typowo gamingowy sprzęt?
Zasady gry
Zacznijmy od wyjaśnienia sobie zasad tego eksperymentu, a te będą proste, choć bardzo istotne pod wieloma względami. Przede wszystkim tekst ten nie ma partnerów i oba zaprezentowane zestawy zostały zakupione z naszych prywatnych środków (tak, kupiłem i sprawdziłem te zestawy – przecież inaczej eksperyment nie ma sensu!). Nie ma tutaj więc miejsca na promocję żadnego elementu, od jakiejkolwiek marki, ani opierania się wyłącznie na cyferkach na papierze.
Kolejnym istotnym aspektem jest fakt, że nie interesuje nas sprzęt biurowy lub taki, który „mógłby być uznany za gamingowy”. Poszukiwałem tych urządzeń z włączonym filtrem „dla gracza”, żeby opłacić ten bezczelny podatek od peryferii growych i aby ostateczna cena całości go uwzględniała. Nawet jeżeli oznaczało to zakup sprzętu z gorszymi parametrami niż pierwsza lepsza biurowa aparatura.
Bierzemy też poprawkę na rodzaj zestawu – tutaj uznaliśmy, że zainwestujemy trochę więcej środków i poszliśmy w dwie strony naraz. Pierwszy z zestawów ma być możliwie najlepszy, czyli zwracamy uwagę na sensory, switche, rodzaj klawiatury i inne techniczne elementy. Drugi ma natomiast wyglądać – RGB, fikuśne kolory, interesujące wzory i kształty, ale bez zwracania przesadnej uwagi na parametry, które za tym idą.
Równie istotny jest fakt, że szukamy sprzętów nowych, nie interesuje nas sprzęt używany, ani outletowy. Chcemy zapłacić pełną cenę, za fabrycznie zapakowane urządzenie, najlepiej w regularnej cenie, ale jeżeli trafimy na promocję, to będziemy o tym fakcie informować. No i rzecz jasna podliczymy w takim wypadku, ile byśmy musieli dać za zestaw bez skorzystania z promki.
Pod kątem robienia zakupów, sprawdzamy wszelkie duże sklepy z elektroniką, z których może skorzystać każdy w Polsce. Nie interesuje nas sklepik pana Mietka na rogu, nawet gdyby miał najnowsze urządzenia Turtle Beach za 15 groszy od sztuki. Szukamy czegoś, co jest dostępne dla każdego, niezależnie od miejsca zamieszkania.
Tym samym z równania odpadają również tak zwane marketplace, które pokazują oferty innych sprzedawców, niż platforma, na której są. Innymi słowy, bardzo wprost, na potrzeby tego artykułu zapomniałem o tym, że Allegro, morele.net i inne tego typu platformy oferują przedmioty innych podmiotów, niż one same.
Ponadto absolutnie i pod żadnym pozorem nie wolno mi pójść na łatwiznę i kupić jednego z gotowych „zestawów gamingowych”. Te są bowiem przeważnie skrajnie słabej jakości, a nie chcemy wyrzucać pieniędzy w błoto, tylko sprawdzić, czy jesteśmy w stanie kupić, chociaż względnie dobry zestaw do grania. Innymi słowy, muszę mieć dwa pudełka, żeby można było zaliczyć zakup zestawu.
Spis zasad zamyka ta najważniejsza, którą znacie już z tytułu – nasz łączny budżet na zestaw mysz + klawiatura nie może przekroczyć 100 złotych, a sam budżet musi zostać maksymalnie wykorzystany. Zakupienie najtańszej myszki + najtańszej klawiatury, zwyczajnie się nie będzie liczyło, bo nie o to w tym drobnym eksperymencie chodzi.
Żeby nie było za łatwo, to koszty wysyłki również się wliczają do ogólnego budżetu, chyba że sklep oferuje darmową dostawę. Rzecz jasna będzie to odnotowane w odpowiednim miejscu, żeby nie dojść do sytuacji, w której z maksymalnego budżetu 100 złotych, nagle zrobi się ponad 120 złotych łącznego kosztu, po doliczeniu dostawy. No dobrze, to jak mi poszły poszukiwania?
Pobawmy się we wróżbitów
Nie czarujmy się, 100 złotych to budżet SKRAJNIE niski, jak na warunki obecnie panujące na rynku sprzętu gamingowego. Szczególnie że chcemy w tej cenie nabyć zestaw mysz + klawiatura, a nie tylko jedno ze wspomnianych peryferiów. Dlatego też pokuszę się o pewne przewidywania, jeszcze zanim zasiądę do faktycznego researchu potencjalnie interesujących nas produktów.
Klawiatura najpewniej okaże się droższym elementem zestawu i jestem skłonny się założyć, że będzie membranowa. Na mechanika w tej kwocie nie ma co liczyć, tak samo, jak na jakąkolwiek łączność bezprzewodową. Podejrzewam też, że będzie to sprzęt pełnowymiarowy, bo TKL z jakiegoś powodu mają tendencję do kosztowania więcej, choć sam na to nie narzekam – wolę 100%.
Co się zaś tyczy myszy, jeżeli znajdę cokolwiek z DPI powyżej 5000, to uznam to za ogromny sukces. Mimo wszystko jednak realistycznie rzecz biorąc celowałbym w okolice 3000 DPI i sensor optyczny albo wysokiej klasy, ale bardzo stary, albo nowiutki, ale niskiej jakości lub firmy-krzak. Podejrzewam również, że nie znajdę niczego bezprzewodowego, ale może się zaskoczę.
Jeśli chodzi o jakość wykonania, to tutaj jestem przekonany, że będzie z tym aspektem bardzo kiepsko. Skrzeczące elementy, tworzywo sztuczne najniższej jakości, nie zdziwię się też, jeżeli klawisze okażą się luźne do tego stopnia, że będą wypadać. Niemniej, jeżeli urządzenia te będą działać, chociaż względnie dobrze, to myślę, że eksperyment będę mógł uznać za pomyślnie zakończony.
Czego i jak szukałem?
Na początku pomyślałem, że na temat poszukiwań nie ma co się rozpisywać, bo zasady są znane i nawet sam tytuł zdradza, czego i do jakiej kwoty szukam. Później jednak przyszło do faktycznych poszukiwań i wyszło na to, że pomysły na podejście do nich mogą być różne – jedni mogą potraktować priorytetowo myszkę, inni klawiaturę. Sam jestem zdecydowanie w drugim obozie.
Dlatego też w przypadku pierwszego zestawu, to jest oferującego jak najwięcej pod kątem technikaliów, ustaliłem, że priorytetowo należy potraktować klawiaturę. Jeśli masz odmienne zdanie na ten temat, to zachęcam do spróbowania obsługi BIOS, przy pomocy samego gryzonia. Teraz myślę, że zgadzamy się z faktem, że na myszkę można przeznaczyć to, co zostanie.
Zestaw #1 – najlepsza wartość w dostępnych pieniądzach
Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że poniżej 100 złotych, da się kupić bezprzewodowego mechanika 60%. Modelem, który znalazłem, był Marvo Saber 61 Jixian Red, wyceniony na 91 złotych w oficjalnym sklepie morele… i którego nie mogłem kupić przez wzgląd na własne zasady.
Najtańsza dostawa bowiem kosztowała 9,90 złotych, tym samym przebijając cały budżet o 90 groszy na samej klawiaturze. W każdych standardowych warunkach dopłaciłbym te pieniądze, mocno oszczędzając na myszce, ale niestety, to nie są standardowe warunki. Musiałem się więc obejść smakiem bezprzewodowego mechanika, ale o dziwo opcja klawiatury mechanicznej została.
Po zdecydowanie zbyt długich poszukiwaniach i balansie na linii najlepsza możliwa klawiatura, wciąż znośna myszka, padło na zestaw w całości zakupiony w Media Expert. Klawiatura Deltaco Mini GAM-075-UK, w standardowej cenie pochłania 89,99 złotych, jednak w oficjalnej aplikacji sklepu jej koszt spada do 80 złotych. Dzięki temu zostało nam 20 złotych na gryzonia, więc nie ma co liczyć na cuda.
No i faktycznie, nie jest to mysz pod żadnym względem wybitna, ale wciąż wpadająca w kategorię gamingową. Padło bowiem na propozycję marki Esperanza, model 7D MX201 Wolf w kolorze niebieskim, który skradł nam z budżetu 19,75 złotych. Dostawa do punktu jest darmowa, a że tych mam kilka w zasięgu spaceru, to tutaj, zgodnie z zasadami, nie pobieram żadnej kwoty.
To oznacza, że pierwszy zestaw jest już kompletny i nawet zostało nam całe 25 groszy z pierwotnego budżetu – ileż rzeczy można zrobić z takim majątkiem! Rzecz jasna nie przechodzi on na poczet kolejnego zestawu, w przypadku „wizualnych” peryferiów wciąż mamy do czynienia z budżetem maksymalnym 100 złotych. Jeśli zaś chodzi o cenę tego zestawu bez skorzystania z promocji w aplikacji, to musielibyśmy się pożegnać ze 109 złotymi i 74 groszami.
Zestaw #2 – ma wyglądać i nic więcej mnie nie obchodzi!
To zadanie było znacznie bardziej problematyczne, niż mi się na początku zdawało i to nawet nie wynikało z kwestii gustu, który jest całkowicie subiektywny. Nie oszukujmy się, to, co jednemu się może podobać, innego albo nie ruszy, albo wręcz odrzuci. Ponadto nie wiedziałem, czy raczej iść w stronę schludnego minimalizmu, czy wręcz przeciwnie – niechaj peryferia świecą, błyszczą i przyciągają wzrok swoją kiczowatością.
Potem uznałem, że skoro to mój artykuł, to idziemy w mój gust i korzystamy jedynie z mojego subiektywnego odczucia „ładności”. Dlatego też szukałem rzeczy, które mi się zwyczajnie spodobały, bez patrzenia na jakiekolwiek detale i parametry, a baczenie mając jedynie na cenę. Niemniej to wciąż nie było dla mnie wystarczająco dobrym rozwiązaniem, więc je zarzuciłem.
Uznałem więc, że w przypadku wyglądu chcę, żeby peryferia krzyczały „patrzcie, jestem sprzętem gamingowym” do każdego, kto by na nie spojrzał. To z kolei oznacza, że odpadło w przedbiegach absolutnie wszystko, co nie miało kolorowego podświetlenia, bo czy nam się to podoba, czy nie, nic nie krzyczy „gaming” tak głośno, jak kolorowe światło wydobywające się ze sprzętu. Pewnie nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że przesadnie mi to nie ograniczyło wyboru, prawda?
Potrzebowałem więc kolejnych ograniczeń, względem zasad wspomnianych na samym początku, które pozwoliłyby mi na podjęcie lepszej decyzji. Jest to szczególnie istotne, jeżeli weźmiemy poprawkę na fakt, że żongluję pomiędzy ofertami wszystkich największych sklepów w Polsce. Postanowiłem więc, że w przypadku kwestii wizualnej najłatwiej będzie wprowadzić dodatkowe ograniczenia na myszkę. Nie mogłem jednak dodać niczego z tej niewidocznej gołym okiem kategorii technikaliów, pokroju DPI czy sensora.
Postawiłem więc na coś, co łatwo zauważyć – o światełkach już wspomniałem, ale do tego dorzuciłem jeszcze wymóg przynajmniej 7 przycisków. Dlaczego akurat tylu? Cóż, standardowa myszka ma przynajmniej 3 – prawy, lewy i scroll. Wiele z nich ma jeszcze przycisk do zmiany DPI, który najczęściej jest pojedynczym przyciskiem, ale może być i dwoma osobnymi do zwiększania i zmniejszania.
Już w tym momencie robi nam się od 4 do 5 osobnych klikadeł, a przecież chcemy, żeby mysz wyglądała na gamingową, więc bez bocznego panelu, z przynajmniej dwoma przyciskami, się nie obejdzie. Dlatego też postawiłem na wyższą wartość, szczególnie że część gryzoni na rynku została wyposażona w przycisk „double fire”, umiejscowiony przy lewym przycisku myszy. On sam faktycznie wygląda intrygująco, ale mimo wszystko panel boczny jest dla mnie bardziej istotny.
Nawet nie wiecie, jak skrajnie bolał mnie fakt, że przez to ograniczenie wypadła mysz od e-blue, model Auroza Gaming EMS639. Kolor czarny wygląda nieźle, ale biała z żółtym lub złotym podświetleniem, to po prostu inny poziom wspaniałego doznania wizualnego. No, a przynajmniej na renderze, bo w rzeczywistości mogłoby być z tym różnie i część mnie dalej chce się przekonać, czy na żywo to wygląda równie dobrze.
Wracając jednak do tematu przewodniego, kolejnym ograniczeniem, jakie musiałem wprowadzić, była maksymalna cena klawiatury. Ładniejsze myszki trochę bowiem kosztują, więc niestety nie mogę zaszaleć i przeznaczyć na klawiaturę niemal całego budżetu. Uznałem więc za racjonalne przeznaczenie maksymalnie 60% kwoty, czyli w tym wypadku 60 złotych i ewentualne manipulowanie tym budżetem, jeżeli znalazłbym nieco droższą lub tańszą myszkę.
Przeglądając oferty sklepów i patrząc na najtańsze spełniające wymagania klawiatury, w przedbiegach odpadł Media Expert w tym zakresie. Najtańsza kosztowała tam bowiem 69 złotych, jednak ten model Redragona w żaden sposób nie krzyczał „tylko dla graczy”. Podobnie rzecz miała się z x-kom, MediaMarkt oraz Allegro, gdzie po prostu nie znalazłem niczego dostępnego natychmiast i na interesującym mnie pułapie cenowym.
Wracając do myszki – tutaj mocnym pretendentem był Tracer, ze swoim Gamezone Neon, przez wzgląd na swoją bajerancką modułowość. Jednakże nie widać jej na pierwszy rzut oka, a podobne wizualnie konstrukcje można dorwać taniej, więc ostatecznie z niego zrezygnowałem. Kolejnym mocnym kandydatem był model CW905 od Onikuma, ale po zobaczeniu jej na żywo… cóż, powiedzmy że wypadła z tego zestawienia bardzo szybko.
Wybór został przeze mnie zawężony do trzech modeli: Xtrike Me GM-520, Defender sTarx GM-390L oraz Defender Venom GM-640L. Ten pierwszy przez wzgląd na agresywny design, ten drugi ze względu na bardzo ciężki wygląd, a ten ostatni dzięki najbardziej wyrazistemu podświetleniu. Cały wzór jest bowiem świecący i może być pokazywany w różnych kolorach. Swoją drogą, propozycja od Xtrike wyróżniała się niesamowicie wysokim maksymalnym DPI i to w jej stronę ciągnęło mnie serce.
Nie zdziwię pewnie nikogo więc stwierdzeniem, że w ostatecznym rozrachunku… nie padło na żadną z nich. Zestaw „pokazowy” został zasilony przez propozycję od Defender, ale bezprzewodowy model Oneshot GM-067. W przypadku klawiatury padło zaś na Marvo K636, co łącznie odchudziło cały budżet o 98 złotych i 54 grosze – dostawa darmowa do obu punktów (Media Expert i RTVeuroAGD), więc ponownie spacerek, który kosztował nic.
Tutaj jeszcze nadmienię, że zestaw wizualny mógł wyglądać nieco inaczej, jako że mocnym kandydatem była również mysz marki Krux, model Bot KRX0115, w połączeniu z klawiaturą Trust GXT 830-RW Avonn. Ostatecznie jednak tak się nie stało, z jednego, bardzo prostego – wręcz prostackiego – powodu, jakim jest estetyka. Mniej kabli na biurku wygląda lepiej, więc pomimo pełnej niechęci, którą wyraziłem już przy okazji myszki HyperX , postawiłem na Defendera.
To nie jest recenzja, ale…
…nie mogę nie wspomnieć o tym, jak te sprzęty sprawowały się w codziennym użytkowaniu. Dlatego też z bólem serca odłączyłem prywatne Razer Ornata V3 i Turtle Beach Kone XP Air, dając miejsce na biurku dla budżetowych peryferiów. Jak możesz się łatwo domyśleć, nagłe przejście z tej klasy urządzeń do dużo, dużo niższej, było przeze mnie mocno odczuwalne.
Zacząłem od zestawu wizualnego, jako że byłem ciekaw, na co trafiłem, kierując się jedynie wyglądem sprzętów. Klawiatura od Marvo, choć wyglądu jej odmówić nie można, to zdecydowanie nie jest czymś, co zadowoli osoby, które miały już możliwość korzystania z droższych sprzętów. Ach, no i jak ktoś przepada za przyjemnymi dla ucha dźwiękami klawiatury, to zdecydowanie się z K636 nie polubi.
Podobnie jak osoby, dla których istotny jest aspekt świetlisty, tak to ładnie nazwijmy, jako że oświetlenie – choć obecne – jest skrajnie obrzydliwe. Całkowita nierównomierność, jakby wsadzono tutaj kilka czerwonych lampek na krańcach, które na oświetlenie środka już nie wystarczają. Nie ma mowy o dużym panelu oświetlającym równomiernie całość ani tym bardziej o doświetlaniu każdego klawisza osobno, czego zresztą można było się w tym budżecie spodziewać.
Co innego oznaczenia Caps Lock, Num Lock i Windows Lock – te bowiem wyraźnie odstają od reszty (chociażby niebieskim kolorem) i są bardzo wyraźne. Do tego stopnia, że nawet przy włączonym podświetleniu, ustawionym na maksymalną jasność, ich aktywacja sprawia, że klawiatura wydaje się zupełnie nieoświetlona. Nie mogę się dobrze również wypowiedzieć na temat jakości samego sprzętu.
Nowa, nieużywana klawiatura, którą kupiłem i której nie miałem okazji w żaden sposób rzucić czy o cokolwiek obić, nawet w opakowaniu, miała dość istotny defekt. Mianowicie kawałek plastiku z dolnej części oderwał się od urządzenia, do czego najpewniej doszło w transporcie i wbrew pozorom wcale mnie to nie dziwi. Klawiatura ma w opakowaniu tyle pustego miejsca, że jeżeli do kogokolwiek dotarła w jednym kawałku, to można ten fakt postrzegać w kategoriach cudu.
Z racji tego, że i tak nie miałem zamiaru zwracać tego sprzętu, postanowiłem przykleić ten fragment Kropelką (no co? Trzeba sobie radzić w życiu!). Dlatego nie widać na zdjęciach poszarpanego fragmentu w lewym dolnym rogu urządzenia, aczkolwiek gdybym kupował to cudo z zamysłem dłuższego korzystania, zdecydowanie wymieniłbym je na coś innego. Nawet dopłacając do droższej klawiatury, na co jednak zasady eksperymentu mi absolutnie nie pozwalają.
Niemniej, żeby nie było, że jedyne co robię, to narzekam na Marvo K636, to nie mogę odmówić też jej kilku plusów, które może nie niwelują negatywów, ale sprawiają, że sprzęt ten „da się przełknąć”. Zacznijmy od faktu, że urządzenie zostało wyposażone w przyciski do sterowania multimediami, komfortowo umieszczone na samej górze. Dzięki temu poza standardową kontrolą głośności, użytkownik ma jeszcze opcję pauzowania i wznawiania utworu, cofania i przyspieszania, zatrzymania oraz powrotu do ekranu głównego. Jest również skrót do aplikacji obsługującej multimedia oraz poczty elektronicznej (choć w moim przypadku odpala Google Chrome).
„Podpórka na nadgarstki” absolutnie nią nie jest, jako że nie ma tam miejsca do oparcia ludzkich nadgarstków, ale jej wygląd imituje skórę. Zresztą całkiem znośnie to wychodzi, choć efekt sprzętu premium psuje wcięcie z czystego plastiku, w którym jeszcze zrobiono wgłębienie na oświetlenie. Kolejnym plusem jest obecność dodatkowych podpórek, dzięki którym można ustawić klawiaturę pod kątem, tym samym zwiększając komfort użytkowania.
Zdecydowanie pozytywnym zaskoczeniem jest jednak myszka Defender Oneshot GM-067, która wciąż nie jest idealna, ale i tak wywołała u mnie bardzo pozytywne wrażenia. Tak jak w przypadku klawiatury, zacznę od minusów i pierwszą rzeczą, która wywołała u mnie dużą niechęć, jest scroll. Choć do kliknięcia nie mogę się przesadnie przyczepić, tak rolka obraca się bardzo luźno, tak jakby była wysłużona po latach użytkowania.
Przycisk do zmiany DPI chyba działa w menu Windows, ale nie jestem tego do końca pewien, ponieważ szybkość kursora na ekranie nie wydaje się zmieniać. Co innego w grze, tam przejścia są w pełni odczuwalne i łatwo można stwierdzić, w którym trybie DPI aktualnie jesteśmy. Aplikacja również nie odnotowuje żadnych zmian w szybkości poruszania po kliknięciu – i tak, ta mysz ma swoją oficjalną aplikację, w której można zrobić zadziwiająco dużo.
Nieco rozczarowujące jest również to, że nie da się w żaden sposób sterować oświetleniem. Można je wyłączyć, ale nawet nie w aplikacji, a na samej myszce, ustawiając włącznik na tryb eco, który pozostawia gryzonia działającego, ale nie świecącego. Tak, to również niestety oznacza, że nie ma co liczyć na to, że sam się wyłączy lub przejdzie w tryb uśpienia, po wyłączeniu PC.
Bardzo rozczarowuje także polling rate – ledwie 125 Hz średniej wartości, w porywach do 130 Hz. Zdecydowanie nie jest to gryzoń do shooterów w trybie sieciowym, co zresztą odczułem w Valorancie – a jeżeli sam nie będąc wybitnym graczem, czuję że sprzęt mnie ogranicza, to coś jest nie tak. Niemniej, do niezbyt dynamicznych gier dla pojedynczego gracza, ten model od Defendera powinien być dostateczną opcją.
Na plus jednakże trzeba bezsprzecznie zaliczyć fakt, że możemy pobrać (wspomnianą już chwilę wcześniej), dedykowaną myszce aplikację towarzyszącą, która jest zaskakująco rozbudowana. Możliwość ustawienia makr, pełne dostosowanie przycisków, ustawienie szybkości kursora – szok i podziw. Wszystko w pełni przejrzyste i jasne, choć jedynym dostępnym językiem jest angielski, co niby nie jest problemem, ale warto to zaznaczyć.
Ponadto sam kształt myszki jest zadziwiająco wygodny, a jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie. Obawiałem się, że urządzenie nie będzie najlepiej spasowane, a materiał wykonania okaże się najtańszym z tanich plastików, co będzie odczuwalne pod ręką. Tymczasem mamy do czynienia z nadwyraz dobrym i porządnym spasowaniem całości urządzenia, które jest wykonane z gumy.
Nie ślizga się w dłoni, nie daje wrażenia, jakby zaraz miało się rozpaść i jeśli mam być zupełnie szczery, to pierwszy rzut oka na spokojnie może uchodzić za sprzęt dużo droższy, niż faktycznie jest. Czar rzecz jasna pryśnie po pierwszym użyciu, ale biorąc pod uwagę jedynie względy wizualne, to mogę się pokusić o stwierdzenie, że chyba trafiłem najlepiej, jak się dało.
Rzecz jasna nie zabrakło w nim również przycisku „fire”, który powinien być podwójnym kliknięciem, ale w przypadku tego gryzonia jest potrójnym. Nawet przydaje się w Windowsie podczas przeskakiwania pomiędzy folderami, ale jego użyteczność w zasadzie na tym się kończy. Jak wspomniałem, w shooterach online ten gryzoń niedomaga, więc ten przycisk jest w zasadzie bardziej interesującym bajerem, niźli faktycznie użyteczną funkcją.
Jak się ogólnie korzystało z zestawu, który ma wyglądać?
Cóż, jeśli chodzi o klawiaturę, to zdecydowanie od pierwszego zetknięcia z nią chciałem się jej pozbyć tak szybko, jak to możliwe. Niemniej uznałem, że muszę z niej pokorzystać przez minimum tydzień, żeby sprawdzić, czy nie rozleci się po kilku sesjach w grach oraz w Wordzie. Zastanawiałem się też, czy będę się w stanie przekonać do tego zestawu, nawet pomimo jego dość dużych braków.
Zasadniczo dało się na tym grać i pracować bez większych problemów, aczkolwiek niejednokrotnie musiałem docisnąć jakiś przycisk, żeby doszło do reakcji na ekranie. Klawisze musiały być naciskane na środku, bo inaczej klawiatura mogła nie odczytać, że doszło do wciśnięcia klawisza, co podczas pisania i grania może mieć fatalne skutki. W obu przypadkach dla klawiatury, kiedy zajmie się nią zirytowany użytkownik, ale mniejsza z tym.
Myszka sprawdzała się zdecydowanie lepiej i szczerze pisząc, byłem w ciężkim szoku, że sprzęt w takiej cenie może okazać się naprawdę niezłym wyborem. Od razu jednak może zaznaczę rzecz oczywistą, ale która nie wybrzmiała – to absolutnie nie jest sprzęt dla zawodowców, ani graczy na wysokim poziomie. Innymi słowy, w shootery grać się da, ale czuć, że te urządzenia nas ograniczają.
Zasadniczo, jeżeli mam podsumować swoje wrażenia z użytkowania tego zestawu, to muszę stwierdzić tylko tyle, że z klawiatury jestem całkowicie niezadowolony. Mysz od Defendera jednak okazała się całkiem dobrym zakupem, jak na tani sprzęt, po którym nie spodziewałem się absolutnie niczego dobrego. Czyli jednak można się zaskoczyć w segmencie budżetowym!
No dobrze, a co z tym drugim setem?
W sensie z zestawem, który został wybrany zgodnie z zasadą maksymalizacji zysków, w ograniczonym budżecie. Od razu napiszę tyle – Deltaco Mini GAM-075-UK jest zdecydowanie klawiaturą gamingową, a ja kompletnie nie jestem w stanie korzystać do pisania z innych sprzętów, niż 100%. Jednak muszę również zaznaczyć zgodnie z prawdą, że dojrzałem sens takiego rozwiązania w gamingu.
Betę Call of Duty: Black Ops 7 ogrywałem, właśnie na tym zestawie i muszę przyznać, że korzystanie z tak małej klawiatury zostawiło mi mnóstwo miejsca na myszkę. To z kolei bardzo się przydało, bo niestety propozycja od Esperanzy nie urywała absolutnie niczego pod kątem parametrów. O dziwo jednak dało się na tym grać i nie jestem w stanie nazwać tego sprzętu elektrośmieciem.
Rzecz jasna nie umywa się ona nawet do najtańszych propozycji od Corsaira, Logitecha czy Razera, ale i tak sam fakt, że w ogóle do czegokolwiek się to nadaje, mnie szokuje. Szczególnie że mówimy o urządzeniu kosztującym 15 złotych i choć mam względem niego naprawdę bardzo długą listę zastrzeżeń, to wciąż jestem pod sporym wrażeniem. Co nie zmienia faktu, że i tak go nikomu nie polecę.
Tak po prawdzie, to gryzoń ten był jedynie tłem dla klawiatury, która była prawdziwą gwiazdą tego zestawu, więc poświęcę mu jeszcze kilka zdań, po czym przejdę do klawiatury. Esperanza postawiła na standardową, praworęczną konstrukcję, a sama myszka sprawia wrażenie solidnej. Podkreślam – sprawia wrażenie, ponieważ sama w sobie nie jest i potrząśnięcie nią kończy się słyszalnym obijaniem się elementów o siebie.
Niemniej pod kątem samego działania w grach oraz różnego rodzaju programach nie mam się za bardzo, do czego przyczepić. Jak już wspomniałem, nie jest to poziom sprzętu, który utożsamiamy z gamingowym w naszych skojarzeniach, nie nazwałbym go nawet względnie niezłą opcją. Niemniej działa i da się na nim grać na niskich poziomach oraz w singlowe produkcje, ale czy warto…?
Wróćmy jednak do klawiatury, która zdecydowanie może uchodzić za o wiele droższą, niż cena, za którą została kupiona. Zresztą z tego, co widziałem, to już uchodzi – Media Expert podczas pisania tego artykułu zdążyło podnieść cenę o ponad 100%, do poziomu około 190 złotych. Wciąż jednak da się ją wyrwać w okolicach 90 pe-el-enów i zdecydowanie jest to dobry zakup.
Switche brzmią naprawdę dobrze, a także zostały wyprofilowane w taki sposób, że użytkownikowi po prostu jest wygodnie z tego sprzętu korzystać. Nie ma opóźnień, akcja wykonana na klawiaturze zasadniczo od razu jest widoczna na ekranie, no sprzęt bez wad. No, a przynajmniej na pierwsze kilka dni, bo po dłuższym czasie można znaleźć ich kilka.
Najbardziej problematyczną jest jednak kwestia konstrukcji i nie chodzi o jakość wykonania, ponieważ ta stoi na wysokim poziomie. Zdecydowanie wyższym, niż wskazywałaby na to cena urządzenia. Chodzi jednak o design, ponieważ dłuższe używanie tego cuda może doprowadzić do sporych nieprzyjemności dla naszych nadgarstków.
Klawiatura jest dość wysoka, co sprawia, że sięgnięcie do klawiszy wymaga podniesienia ręki, a to z kolei zmusza użytkownika do utrzymywania nadgarstków w powietrzu. Można tak wytrzymać chwilę, ale na dłuższą metę może to prowadzić do odczuwalnych bólów, a nawet cieśni. Decydując się więc na ten model, warto przy okazji zainwestować w podpórkę pod nadgarstki – nasze kończyny nam później za ten dodatkowy zakup podziękują.
Ogólnie rzecz ujmując, jestem jednak bardzo zadowolony z zakupu i nawet zaryzykuję stwierdzenie, że to może być najlepsze tego typu urządzenie do 100 złotych, jakie znajdziemy na rynku. Chociaż ponownie, nie jest to sprzęt do pisania, chyba że ktoś się przyzwyczai do takiego kształtu i wielkości klawiatury. Ja nie byłem w stanie i pisząc kilka powyższych akapitów, non stop się myliłem.
Za to nie mogę powiedzieć o Deltaco złego słowa, jeśli chodzi o samo granie – responsywna, przyjemna, niewielka i dobrze brzmiąca. Myślę, że wygląda nawet lepiej, niż propozycja od Marvo, która została zakupiona wyłącznie z myślą o wyglądzie. To napisawszy czas najwyższy jakoś podsumować ten wielki-niewielki eksperyment, który sobie przeprowadziliśmy.
Zestaw za stówkę – wnioski i przemyślenia
Jedną, niepodważalną prawdę, mogę na pewno stwierdzić – w 2025 roku zdecydowanie da się kupić zestaw peryferiów gamingowych w cenie poniżej 100 złotych. Jednak jest to budżet, który powinno się traktować jako punkt wyjścia i nieco go rozszerzyć, jeżeli znajdziemy coś, co jest lepsze, a niewiele droższe. Na pewno największym (pozytywnym) zaskoczeniem, jest klawiatura Deltaco Mini GAM-075-UK, która zdecydowanie może uchodzić za znacznie droższą.
Największym tego eksperymentu rozczarowaniem, jest z kolei klawiatura od Marvo, która po prostu brzmi okropnie i działa jak chce. Wiedziałem też, że nie będę miał do czynienia z „unboxing experience” pokroju Razera czy Sonosa, ale nie miałem świadomości, że będzie aż tak tragicznie. Najbardziej boleję jednak nad faktem, że nowa sztuka, prosto z opakowania, może być uszkodzona, co wynika wyłącznie z braku jakichkolwiek zabezpieczeń urządzenia w środku.
Chociaż równie dobrze może wychodzić ze mnie fanatyzm, związany z kultem Razera i ich hybrydowych switchy, które dla mnie są po prostu idealne. Jeśli masz inne zdanie na temat tych peryferiów albo w twoim mniemaniu powinienem był skomponować inny zestaw, to zachęcam do podzielenia się swoimi przemyśleniami. Jeśli ten format się przyjmie, to pomyślimy o przygotowywaniu tego typu zestawień raz na jakiś czas!
Za udostępnienie sprzętu dziękujemy… sobie samym!



























Komentarze
Może i tanie, ale wyglądają jak drogie!
odpowiedzDodaj nowy komentarz: